niedziela, 8 czerwca 2014

"Czerwone Wierchy" Ciemniak – 2096 m Krzesanica – 2122 m -Małołączniak – 2096 m -Kopa Kondracka – 2005 m -Giewont 1 895 m n.p.m" 08.06.2014

Dzień wcześniej ustaliliśmy, że najlepiej będzie jechać pierwszym autobusem do Zakopanego. Niestety budzik nie zadzwonił i zamiast jechać autobusem 6.12, pojechaliśmy 2 godziny później. Szybkie pakowanie, robienie jedzenia i z językiem na wierzchu bieg na najbliższy autobus, żeby szybko dojechać do Zakopanego.
Nasza trasa zaczynała się z Kirów o godz.10.30. Nasza trasa zaczęła się z Dolny Kościeliskiej. Jako że samo podejście na Czerwone nie należy do najtrudniejszych, nie zatrzymywaliśmy się dość często. Pomijając przystanki na zdjęcia oczywiście. Pogoda była piękna, było wręcz gorąco jak dla mnie. Niestety skutki grudniowego wiatru halnego były bardzo zauważalne a także odczuwalne – cały czas szliśmy w Słońcu.
Pierwszy przystanek na drugie śniadanko i kawkę mieliśmy w okolicy Chudej Przełączki. Gdy odpoczęliśmy, następnym przystankiem miał być już Ciemniak. O 14:10 byliśmy na górze. Widoki były przepiękne. W końcu znajdowaliśmy się już na wysokości 2 tysięcy metrów n.p.m., więc było co podziwiać.
Jako że następnym przystankiem miała być Kopa Kondracka, nie zwlekając ruszyliśmy dalej. Następnym szczytem była Krzesanica, najwyższy szczyt Czerwonych Wierchów. O 14:30 jesteśmy na Krzesanicy, widoki jeszcze piękniejsze. Parę pamiątkowych fotek i ruszamy dalej.
Następny był Małołączniak. O godzinie 15 byliśmy na trzecim z czterech Wierchów. Tu również seria zdjęć i ruszamy na Kopę Kondracką. O 15:40 byliśmy na Kopie Kondrackiej, gdzie zaliczyliśmy nasze drugie śniadanie.
W drodze powrotnej doszliśmy do wniosku, że mamy na tyle czasu by skorzystać z okazji i zaliczyć „Śpiącego Rycerza” a zwłaszcza gdy nie ma kolejek!
Gdy odpoczęliśmy, ruszyliśmy żółtym szlakiem w stronę Giewontu. Droga była bardzo przyjemna i prosta. Z Kondrackiej Przełęczy do szczytu zostało nam około 50 min niebieskim szlakiem. Trasa na sam Giewont było bardzo przyjemna i bez tłumów o których tyle się słyszy w wakacje. Widać nie było żadnych wyprzedaży na Giewoncie skoro nie było kolejek. Gdy doszliśmy do miejsca gdzie zaczynają się łańcuchy, musieliśmy trochę odczekać bo przed nami szła starsza Pani trochę wolniejszym tempem, ale nikomu się nie spieszyło i spokojnie, pomału wspinaliśmy się na szczyt.
O godz. 17:10 byliśmy już na szczycie. W końcu zdobyliśmy słynnego zakopiańskiego Rycerza. Parę zdjęć i ruszaliśmy dalej. Przed zejściem do Kuźnic, postanowiliśmy zatrzymać się w Schronisku na „Hali Kondratowej”. Łyk kawy, coś do zjedzenia, i ruszyliśmy w stronę Kuźnic gdzie byliśmy o godz. 20:00. Zostało nam jeszcze dojście do dworca i powrót do Krakowa.
Podsumowując, samo wejście na Czerwone Wierchy było bardzo łagodne i nietrudne, gdyż idzie się szczytami po niemal płaskich ścieżkach. Samo podejście na Ciemniak może się trochę dłużyć ale później „idzie jak z płatka”. Gorąco polecam ta trasę. Krajobraz jest po prostu przepiękny. Widok naszych i słowackich Tatr Wysokich naprawdę zapiera dech w piersiach. W upalne dni nalezy brać dużą ilość wody by się nie odwodnić a także z tego względu, że na Czerwonych Wierchach nie ma schroniska.
Wejście na Giewont było świetnym pomysłem. Nie wyobrażam sobie jak na szczycie może znajdować się więcej niż 10 osób, przy tak małej powierzchni. Skały na szczycie są bardzo śliskie i jest bardzo mało miejsca. Także jeśli ktoś chce się wybrać na Rycerza to polecam późne popołudnie, wczesny ranek albo w ogóle przed okresem wakacyjnym, gdy nie ma jeszcze takiego tłoku. Przy tak małym szczycie i stromych poboczach nietrudno o wypadek, także przy wejściu czy zejściu. Mimo wszystko polecam, widok na Zakopane naprawdę jest przepiękny.












































sobota, 12 kwietnia 2014

"Turbacz 1310m n.p.m. " 12.04.2014

Wypad na Turbacz tym razem zaczęliśmy trochę bliżej niż zwykle, gdyż jechaliśmy z Krakowa a nie z Chorzowa. Do przebycia mieliśmy ok. 24 km, także każda minuta się liczyła.
Trasę zaczęliśmy z pobocza na którym wysadził nas bus, bo okazało się że nie wjeżdża on do centrum Rabki Zdrój. A wiec do centrum musieliśmy iść pieszo, a stamtąd udać się w stronę czerwonego szlaku który prowadził do PTTK Schronisko „Turbacz”.
Trasę zaczęliśmy około godz. 7:30. Na początku przeprawa przez miasteczko czerwonym szlakiem, aż w końcu doszliśmy do drogi, która wchodziła w las. I tu zaczęło się małe wchodzenie pod górę.
Pierwszy postój był w Schronisku „Na Maciejowej”, gdzie urządziliśmy sobie śniadanko. Schronisko było bardzo przyjemne, okna wychodziły na Tatry. Mimo, że pogoda nie za bardzo nam sprzyjała, to widoki i tak były piękne. Po małym odpoczynku i przybiciu pieczątek ruszyliśmy dalej.
Następnym przystankiem było Schronisko „Stare Wierchy”, mały łyk kawy, kolejna pamiątkowa pieczątka i ruszyliśmy dalej. Z powodu nadchodzącej mgły widoczność na Tatry była coraz słabsza, ale nie dla widoków tu przyjechaliśmy. Szlak od tego schroniska nie należał do przyjemnych z tego względu, że jeździły tu również crossy, rowery i czasami ciągniki. Było mnóstwo błota dlatego trzeba było chodzić poboczem, i trochę to utrudniało przeprawę.
Doszliśmy do miejsca gdzie teoretycznie powinno być wejście na szczyt lecz takowego nie znaleźliśmy. Okazało się, że przez obalone drzewa zniknęło oznakowanie rozwidlenia szlaku. Ale na szczęście znaleźliśmy drogę na szczyt. O godz. 12.50 Turbacz 1310 m n.p.m. był nasz. Cali, zdrowi i szczęśliwy udaliśmy się do schroniska na mały obiad. Po nabraniu energii ruszyliśmy ku końcowi naszej wycieczki czyli do Nowego Targu (Kowaniec) gdzie złapaliśmy autobus do centrum NT. O godz.15 byliśmy już na dole, w skowronkach i jeszcze bardziej napaleni na następny wypad. Jak zawsze na koniec parę słów. Trasa ogólnie bardzo łatwa choć długa, ale każdy przejdzie, gdyż nie ma stromych wzniesień ani jakichś ciężkich odcinków. Widoki pewnie są bardzo piękne gdy jest 100% przejrzystość powietrza. Nam niestety trafiła się mgła. Polecam każdemu, i jak zapewne wiadomo jest to najwyższy szczyt Gorców (jeden ze szczytów należących do Korony Gór Polskich).